Rachunek sumienia
Doszłam do wniosku, że wymaganie od ludzi całkowitej szczerej rozmowy, która prowadziłaby do rozwiązania czegoś to bardzo często zbyt dużo. Nigdy nie zdarzyło mi się nic z góry przekreślić. Nie jestem taka zła, na jaką wyglądam. Wypada po prostu jakiś problem rozwiązać. Chociaż może powinnam przejść na drugą stronę. Niech się dzieje, co ma się dziać! Poniekąd rzucanie winy za wybór na drugą osobę jest bardzo wygodne jak się okazuje. Tak przykro się robi, jeśli nie widzisz nadziei na to, żeby było lepiej. Targają Tobą jednocześnie nienawiść, wściekłość, jak i straszna samotność i żal. Chcąc to pogodzić nigdy nie udaje się to w stosunku 1:1. Żeby naprawiać, trzeba mieć z kim. A ponieważ jeszcze nikt z nas nie czyta w myślach wydaje mi się, że lekko problematyczny może być brak rozmów. Ale może się nie znam... Bo to ja jestem za bardzo niedojrzała na to, żeby tworzyć coś, co ma ręce i nogi? Może. Nie dostałam możliwości nauczenia się tego. Każde poszło na łatwiznę. Bo czemu nie.