Skoro w stadzie, to jak zwierzęta?

Pierwszy raz zostałam rzucona na taką wodę. Nikt tego nie planował. Jednym z plusów całej śląskiej metropolii jest to, że jak Ci się nie podoba w jednym mieście, wsiadasz w auto, busa, pociąg i za 20 minut możesz być w centrum drugiej. Super sprawa. Swoją drogą zawiódł mnie mój Heimatstadt. No ale jeśli nudzisz się w centrum w sobotnią noc, bo miasto nie ma Ci nic do zaoferowania to wiedz, że trzeba uciekać.

No to Kato! I tak pomknęłyśmy całe 20km do centrum z nadzieją, że będzie choć odrobinę lepiej. A tam ludzie chyba zegarki pogubili. Godzina nie miała znaczenia, czułyśmy się tam, jakby nas z ostatniej wsi wypuścili do normalnych ludzi. Chociaż do tej normalności to za chwilę...
Wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni, (pijani), otwarci na innych. Przede wszystkim - gdzie się nie obrócisz, inny klub, inny pub, kolejne miejsce, gdzie możesz się zabawić i mieć gdzieś cały świat. 

...Jest jeden, malusieńki minus. Ludzie zachowujący się jak zwierzęta.
I jak tak teraz myślę, to maluteńki minus urasta do rangi czegoś zbyt ogromnego, żeby z tym walczyć. Przynajmniej 85% ludzi dostaję jakiegoś gonga po wejściu do klubu. Niesamowite. Zmieniają się w kogoś, kim zazwyczaj nie są, bo tak się normalnie funkcjonować nie da. Jasne, zabawa, głośna muzyka, w sumie już głuchniesz, więc próbujesz tańczyć, jak Ci się wydaje, do rytmu. I nagle czujesz ten ciepły oddech na karku. Nie no, jesteś w klubie, to normalne, ludzie są blisko siebie. Pewnie, przez 3 sekundy, nie więcej. Co teraz? Broń Boże nie odwracaj się! Nie oderwiesz się od palanta do rana. Myślisz, że przecież w końcu musi sobie pójść i w końcu idzie. To nie typ człowieka, dla którego TRUDNIEJ znaczy LEPIEJ. Przyszedł zdobywać, zaliczać, nie ma czasu na jakieś gierki. Fascynujące, że wielu facetów nie rozumie "Nie, sory, tańczę sama". Nie mają tego w słowniku, nie pojmą. Zadziwia mnie ich otwartość, swoboda, brak granic. Nie mija zbyt dużo czasu, a widzisz go pod ścianą z jakąś panną w jednoznacznej sytuacji. To równie dobrze mogłaś być Ty. Ja nie oceniam, jeśli przyszłaś, przyszedłeś do klubu się z kimś chwilę zabawić, świetnie, gratuluję poczucia własnej wartości, tylko czy to musi się dziać przy wszystkich? Na parkiecie? Są loże, bardziej, mniej prywatne, "idźcie i rozmnażajcie się" (czy przegięłam?) tylko nie na widoku. 

2 godziny tylko, 3 kluby, te same historie. Ludzie śmieszni, otwarci, przyjaźni, umiejący tańczyć i ci nachalni, nudni, pijani i przekraczający granice. Bawiłam się świetnie i to powtórzę. To zbyt ciekawe, żeby tego nie robić, chociaż stres towarzyszący temu, że nie możesz spoglądać na faceta dłużej, niż 3 sekundy, jeśli nie chcesz go unikać do końca imprezy jest dość problematyczny. Wychodząc zmęczona z ostatniego klubu miałam już inny pogląd na to życie nocą i na ludzi, których spotkałam. Ewidentnie byłam świadkiem zachowań całego stada podczas okresu godowego. Pojedyncze jednostki się wyłamywały i przyszły się po prostu pobawić. To  przy nich wszystkich za trudne.

Ranek się zbliża. Teraz Ci sami ludzie po krótkiej drzemce pójdą do kościoła, pójdą z dzieciakami na mecz, spotkają się z drugą połówką. Przecież nic się stało. Na bank duża część w ogóle tej nocy nie pamięta, więc jaki problem? Muzyka tak działa? Alkohol? Obcisłe stroje? Po dodaniu wszystkiego na pewno coś w tym jest. Cieszę się, ze jestem o ten level wyżej i nie robi to na mnie wrażenia. Ale luz, możesz też powiedzieć, że nie umiem się bawić, już to słyszałam. :)





_____________________________________________
"Tomorrow's getting harder make no mistake,
Luck ain't even lucky, 
got to make your own breaks"
- Bon Jovi

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Świat się kończy!

Skutki uboczne

#internet_friends #no_life #real_world_sucks